wtorek, 30 maja 2006

Głosimy Chrystusa Ukrzyżowanego


Tak brzmi motto herbowe księdza arcybiskupa Damiana Zimonia, metropolity katowickiego, a zarazem Wielkiego Kanclerza Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Na wydziale owym, zaraz przy wejściu, znajduje się przeszklone (szyby zaciaprane w bezkształtne bohomazy) pomieszczenie, które na pierwszy rzut oka wygląda jak wydziałowa palarnia tytoniu, ale po próbie penetracji okazuje się być kaplicą! Na ścianie kaplicy widnieje duży i wyraźny napis: PRÆDICAMUS CHRISTUM CRUCIFIXUM. No więc szukamy tego Chrystusa Ukrzyżowanego, co to go niby głoszą i jakoś nie możemy znaleźć. A przynajmniej nie ma go na krzyżu, albo bardziej - na cieniu krzyża, który został nabazgrany na szklanej ścianie betonowego wydziału. Na środku kaplicy - znajdujemy betonowy ołtarz ze szklaną mensą. Obok niego - ambonka wyglądająca, jak wielka, kryształowa popielniczka.


Obok ołtarza - jakiś pojemnik do złudzenia przypominający schowek na sprzęt gaśniczy - to tabernakulum.

Oczywiście w całej kaplicy nie znajdziemy ani jednego klęcznika. Pewnie dlatego, że przeznaczona jest przede wszystkim do indywidualnej modlitwy. W sumie po co klęcznik, skoro Komunię świętą i tak można przyjąć na stojąco i do łapy?

IGMR 301 Zgodnie z tradycyjnym zwyczajem Kościoła i ze względu na znaczenie symboliczne mensa ołtarza stałego winna być kamienna i to z kamienia naturalnego. Za zgodą Konferencji Episkopatu można też użyć innego materiału wartościowego, trwałego i odpowiednio obrobionego. Fundament i podstawa podtrzymujące mensę mogą być wykonane z dowolnego materiału, byleby godnego i trwałego.

poniedziałek, 29 maja 2006

Klęczysz przed Panem Bogiem? Pójdziesz do piekła!

A przynajmniej taką diagnozę postawił swoim parafianom w gazetce parafialnej ks. Marcin Tran, administrator parafii Huntington Beach przy pełnym poparciu ordynariusza diecezji Orange, bpa Teosia Browna.
Ks. Marcin Tran zarzucił osobom, które KLĘCZĄ po Komunii świętej oraz podczas innych części Mszy świętej - popełnianie GRZECHU CIĘŻKIEGO poprzez "rozbijanie jedności wspólnoty".

O ks. Tranie nic zbytnio nie wiemy, ale za to bp Teoś Brown jest znany w świecie sądownictwa - zarówno cywilnego, jak i kościelnego - a to z tego powodu, że 3 lata temu doprowadził u siebie do sporego konfliktu duchowieństwa latynoskiego z duchowieństwem chińsko-wietnamskim, lubi wyburzać stare kościoły, a rok temu doprowadził swoją diecezję do bankructwa. W ciężar majątku diecezji zasądzono już ponad 100 milionów dolarów na rzecz ofiar molestowań wszelakich, i nie wyglada zanadto, aby się miało na tym skończyć. Biskup Teoś za to stara się, aby załagodzić sprawy, każdą z ofiar osobiście przeprosić. Zdolna z niego persona! Nadaje się na katolickiego biskupa, prawda?

Na zdjęciu obok bp Teoś Brown z miną nietęgą, siedzi sobie w ławie sądowej wraz z kurialną adwokatką.

Julian Tuwim pisał kiedyś o giełdziarzach:
W pysk dadzą sobie napluć za tyle a tyle
Gębę potem obetrą, a forsę przeliczą

I jeszcze wyjaśnienie na koniec: Piszemy o księdzu biskupie per Teoś Brown, gdyż na Chrzcie świętym mu dano imiona Teodor Dawid, a on uparcie używa zdrobnienia Tod, czyli właśnie Teoś. Więc nie my Go ośmieszamy, ale sam się ośmiesza.

wtorek, 23 maja 2006

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. I w ornat ubierze

Asystentkom pastoralnym w Holandii już nie wystarcza alba z kołnierzykiem lub przewieszonym stułopodobnym szaliczkiem. Pani Joke Litjens z "duszpasterstwa mediów" w Hilversum paraduje sobie podczas Mszy świętych w najnormalniejszym w świecie ornacie.

A przecież instrukcja Redemptionis Sacramentum w art. 153 wyraźnie zabrania:
świeckim nigdy nie wolno przyjmować funkcji diakona lub kapłana lub nakładać ich szat albo innych do nich podobnych.

I co z tego, skoro i tak tę instrukcję praktycznie wszyscy mają w sempiternach. Zwłaszcza rezydenci Watykanu. Jak zapewne wiecie, nasi Drodzy Czytelnicy, największym "przestępstwem liturgicznym" w dzisiejszych czasach jest odprawienie, pobożnie i po katolicku, Mszy św. w rycie Trydenckim bez wiedzy i zgody ordynariusza. Redakcja zna osobiście dwóch młodych kapłanów, którzy za to "straszne przestępstwo" zostali "zesłani" do "karnych parafii".





poniedziałek, 22 maja 2006

Buenos Dias?

Jak doniosło Radio Watykańskie, Kard. Crescenzio Sepe został metropolitą Neapolu, a w jego miejsce na czele Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów stanie kardynał Ivan Dias. Benedykt XVI przyjął rezygnację złożoną ze względu wiek przez kardynała Michele Giordano z funkcji arcybiskupa metropolity Neapolu. Jego następcą papież mianował 63-letniego kard. Sepe, który od 2001 roku do tej pory kierował watykańską dykasterią misyjną. Nowomianowany przez papieża prefekt Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów ma 70 lat i jest Hindusem. Do tej pory kard. Dias był arcybiskupem rodzinnego Bombaju. Poprzednio przez ponad 30 lat (1964-1996) pracował w dyplomacji watykańskiej, kierując między innymi sekcją Sekretariatu Stanu odpowiadającą za relacje Stolicy Apostolskiej także z Polską (1972-1983). Brał udział w nawiązywaniu kontaktów dyplomatycznych z władzami PRL w latach 70.

Radio nie podało jednak (nad czym ubolewamy), że Iwan kard. Dias jest znany również ze zwalczania w swojej archidiecezji tradycjonalizmu katolickiego w ogólności, a "lefebvrystów" w szczególności, czemu dał wyraz niedawno w jednym ze swoich listów pasterskich.

Mamy jednak nadzieję, że ewangelizacja narodów wszelakich będzie Ivanowi kard. Diasowi iść co najmniej tak dobrze, jak zapalanie lampek olejowych przed figurami pogańskich demonów (na zdjęciu po lewej - ks. kardynał zapala lampkę przed posągiem niejakiego słoniopodobnego "boga" Ganeśa)


na zdjęciu poniżej - ks. kardynał z wizytą u Legionistów Maryi (sic!!!) zapala jedną z lampek Diya (hinduiści zapalają je swoim bożkom na święto Divali):

sobota, 20 maja 2006

Znamię bestii - obowiązkowe?


Wyjątkowo - temat nie związany z Novus Ordo, ale bardzo istotny.

Jak poinformowała Informacyjna Agencja Radiowa, w Japonii obowiązkowemu wszywaniu czipa RFID poddaje się już nie tylko psy czy koty, ale i - bez zgody rodziców - nowonarodzone dzieci w niektórych (na razie) szpitalach. Ma to rzekomo zapobiegać pomyleniu tożsamości dzieci (ponoć w USA dochodzi rocznie do 20.000 przypadków zamiany dzieci w szpitalu), aplikowaniu im niewłaściwych leków, a także porwaniom. Mikrochip to cienka silikonowa rurka, mająca ok. 2 cm długości. Zawiera nieco elektroniki i antenkę ferrytową. Są na nim zapisane podstawowe dane noworodka - nazwisko, imiona rodziców, data urodzenia. Te mini układy scalone mogą też zawierać informacje dotyczące na przykład tego, kiedy dziecko było ostatnio karmione i przewijane, a także jakie podawano mu lekarstwa.

W szpitalach, które wdrożyły system, zainstalowane są czujniki. Dzięki temu przy próbie porwania dziecka, wyniesienia go poza budynek, uruchamiany jest alarm, a drzwi do obiektu są automatycznie blokowane. Aby uniemożliwić usunięcie mikrochipu, władze szpitala trzymają w tajemnicy, gdzie jest umieszczany. Nie są o tym informowani nawet rodzice dziecka. Obecnie, system ten jest stosowany w kilkunastu japońskich szpitalach. Wdrożenie go w jednym ze szpitali w Jokohamie kosztowało 10 milionów jenów, czyli ponad 275 tysięcy złotych.

Jak widać, naszym postępowcom nie wystarczą już sprawdzone mechanizmy stosowane np. w USA polegające na noszeniu przez dzieci na ręce czy nodze podczas pobytu w szpitalu miniaturowych, plombowanych, nierozbieralnych opasek z uaktywnianym alarmem w przypadku utraty kontaktu ze skórą, przecięcia opaski, jej zniszczenia albo wyjścia poza dozwolony obszar. Koniecznie trzeba je wszczepiać, aby tkwiły w mięśniach jak wągry pasożyta - do śmierci.

Do tej pory "znamiona bestii" wszczepiano dobrowolnie dorosłym ochotnikom. Japonia staje się prekursorką wszczepiania obowiązkowego wszystkim, jak leci! Czyżby na naszych oczach czyniono przygotowania do wprowadzenia w życie tego, co widział św. Jan i opisał w Apokalipsie słowami nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia - imienia Bestii lub liczby jej imienia?

piątek, 12 maja 2006

Ewangelizacja z poszanowaniem godności ludzkiej

Dwa dni temu pisaliśmy o Międzywyznaniowym Kodeksie Postępowania Przy Nawracaniu.

W serwisie CNS odnaleźliśmy ciekawą wypowiedź ks. prałata Feliksa Machado, podsekretarza Pontyfikalnej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego (ksiądz prałat ostro angażuje się w "dialog", co widać na załączonym obrazku - swoją drogą fajna "sutanna").

Ks. prałat mówi: w niektórych krajach, w których chrześcijanie stanowią mniejszość, pojedyncze nawrócenie z "dominującej tradycji wiary" na chrześcijaństwo jest czasami omyłkowo nazywane prozelityzmem. My chcemy zachować nasze prawo do nawracania ludzi, ale powinno być ono wykonywane zgodnie z nauczaniem Kościoła, czyli powinnismy głosić Ewangelię z poszanowaniem godności ludzkiej.

Deklaracja o Wolności Religijnej Drugiego Soboru Watykańskiego mówi: Zadaje się więc gwałt osobie ludzkiej i samemu porządkowi ustanowionemu dla ludzi przez Boga, jeśli odmawia się człowiekowi swobodnego, przy zachowaniu sprawiedliwego ładu społecznego, wyznawania religii w społeczeństwie.

Jaka szkoda, że ten brutal, św. Bonifacy, nie zdawał sobie sprawy ze zła, jakie uczynił wyznawcom "dominującej tradycji wiary" w Geismar, gdy ściął im dąb poświęcony germańskiemu bożkowi wojny, a z drewna, które uzyskał pobudował katolicką kaplicę, odmawiając im swobodnego wyznawania ich "tradycyjnej, dominującej" religii..

Za to bł. Teresa z Kalkuty w swojej słynnej wypowiedzi na temat nielicznej liczby nawróceń na chrześcijaństwo "Chodzi nam o to, aby hinduiści byli lepszymi hinduistami, a muzułmanie byli lepszymi muzułmanami" daje świadectwo wiary posoborowej. Nie katolickiej.

Jak to dzielny Joel Green zakonnicą został

Jego Ekscelencja Abp Rajmund Burke, metropolita Saint Louis (USA) ma (ponoć) "wysoce tradycyjne" poglądy na otaczającą rzeczywistość, co widać na załączonym obrazku. Jeśli paradowanie w garniturze (zamiast w sutannie) i noszenie pektorału w kieszeni koszuli lub marynarki (zamiast na szyi, na widoku) oznacza "konserwatyzm", to aż się boję pomyśleć, jak może wyglądać purpurat "postępowy" i "wyzwolony".

Abp Burke, jak na "konserwatystę" przystało, odebrał w 2002 r. śluby wieczyste od pewnej zakonnicy, niejakiej siostry Julii Green FCJ. Niestety (dla arcybiskupa), prasa wywęszyła, że "siostrze Julii" na Chrzcie Świętym dano imię Joel, a potem pan Joel zachorował psychicznie na pewną przypadłość objawiającą się tym, że zdecydował się na kosztowną operację okaleczającą ciało (tzw. operacja "zmiany płci" ). "Siostra Julia" wraz ze swoją koleżanką (która rok później zginęła w wypadku samochodowym) założył (przy aprobacie Abpa Burke) stowarzyszenie "Franciszkańskie Służebniczki Jezusa". Może za kilka lat, jako mężczyzna, zostanie nawet wyświęcony na kapłana?

Abp Burke oczywiście nie ma sobie nic do zarzucenia. Warto przeczytać artykuł do końca. Diecezjanie (księża i świeccy) też już go mają dość, z różnych powodów.

środa, 10 maja 2006

Mszyczka w języku ndebele

Przed chwilą wróciliśmy z buszu. Dziś środa czyli dzień odwiedzin stacji bocznych. Nasza misja ma ich 23. Jeżdziłem 10 godzin po krzakach (ang. bush). Odwiedziliśmy 4 wspólnoty i odprawiliśmy z Mateuszem 4 Msze. Pierwszy raz odprawiłem dla ludzi Mszyczkę w języku ndebele. W bardzo afrykańskich okolicznościach przyrody: na kamieniu pod drzewem. Ludzie mili, udawali, że rozumieją. Wracając zabraliśmy kupę uczniów wracających ze szkoły. Niektórzy muszą iść codziennie cztery godziny w jedną stronę! Czyli wychodzą do szkoły o czwartej rano! Się tak jedzie i się oczom nie chce wierzyć. Miesiąc temu wszystko było suche. Trochę żółtych liści i wypalona trawa. Teraz jest taka zieleń, że aż to dziwnie wygląda. Nawet śmiesznie trochę, kolory zupełnie przesycone. I wszechłażące krowy grube i szczęśliwe. Na niebie spektakl. Chmury szaleją. Obok siebie prawie czarny granatowy i biały, że w oczy razi. Gdzieś na horyzoncie, na różowym tle, odbywa się dzika burza z piorunami. Aniołki odpowiedzialne za burze w naszej okolicy mają niesamowitą fantazję. No i zapachy. Delikatne ale wszechobecne. Pamiętam jak spadł pierwszy deszcz w tym roku. Jechaliśmy samochodem i Krystian mnie budzi w pewnym momencie. "Czujesz jak pachnie powietrze?" Naprawdę czułem zapach pierwszego deszczu po wielu miesiącach. Przed chwilą wróciliśmy z buszu. Fajnie było.

Mszyczka... Jakże wzniośleńkie określonko Przenajświętszej Ofiarki... I ci wierni, co "udawali, że rozumieją"... I cały Sobór na nic... Swoją drogą ciekawe, kto w rzymskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów opiniował i zatwierdzał przekład Mszału Rzymskiego na język ndebele (o ile wogóle ktoś go zatwierdził)?

wtorek, 9 maja 2006

Hip-hop, Hosanna!

The Guardian niedawno napisał o nowej zabawce dla anglikańskich przebierańców, którzy od 4 wieków bawią się w "kościół". Hymnal Plus przypomina urządzenie używane do karaoke. Ma repertuar prawie 3000 pieśni i psalmów i staje się hitem kupowanym przez parafie w Wielkiej Brytanii. Nie każdemu wiernemu się to podoba, ale przynajmniej rozwiązuje problem, kto zagra na organach.

Oprócz tradycyjnych pieśni modlitewnych brytyjska maszyna potrafi odtwarzać dyskotekową wersję „Amazing Grace” oraz jazzową adaptację psalmu „Pan moim pasterzem”. Wierni, którzy mają trudności z zapamiętaniem słów, mogą je czytać na wielkim ekranie, tak samo jak w karaoke.

Tradycyjne kościoły niewątpliwie wybiorą opcję „organy i pianino” czy nawet „zespół smyczkowy i klawesyn”, ale te odważniejsze będą mogły poeksperymentować z podkładem perkusyjnym czy sekcją instrumentów dętych. Dzięki wbudowanym odtwarzaczom Midi i MP3 będzie można dodawać do standardowego repertuaru własne utwory – kościelne albo rockowe. Drżyjcie duszpasterze, Hymnal Plus potrafi także prowadzić modlitwę i recytować nagrane wcześniej kazania.

Obawiając się trudności w związku z kurczeniem się coraz starszej populacji organistów kościoły zaczynają rozchwytywać maszynę kosztującą 1900 funtów. Jednym z pierwszych klientów był XV-wieczny kościół Św. Marii Dziewicy w Mudford, pod Yeovil w hrabstwie Somerset. Parafia ma własna organistkę, Krystynę Whitby, ale jest to osoba ponad 80-letnia i czasem chce wziąć wolny tydzień.

Wiluś Watkins, "wikary", a teraz także kościelny "didżej", będzie sterował pilotem podczas debiutu maszyny w przyszłym miesiącu. „Nie chcemy tym czarodziejskim pudełkiem zastępować Krystyny, ale dzięki niemu będzie mogła bez poczucia winy odpocząć w chwili złego samopoczucia. Nie ma młodych organistów. To problem w skali całego kraju, więc pewnego dnia wszyscy możemy być zmuszeni zastosować takie rozwiązanie” – mówi.

Watkins jest pod wrażeniem możliwości maszyny. Jeśli wierni mają problem z wyciągnięciem jakiegoś dźwięku, jednym naciśnięciem guzika można zmienić wysokość melodii. Jeśli jest potrzebny porywający finał, można zmienić ton, głośność i styl muzyki.

Zastrzega jednak: „Jesteśmy dość tradycyjną parafią, więc nie sądzę, żebyśmy odważyli się na podkład dyskotekowy czy jazzowy”. Alan Kempster, kierujący produkcją urządzenia w Hymn Technology Limited (motto: Nie ma organisty? Nie ma muzyków? Nie ma problemu!) twierdzi, że rośnie zainteresowanie tym produktem nie tylko w kościołach, ale także w szpitalach, więzieniach i wśród kapelanów wojskowych.

Jak twierdzi, reakcja organistów jest pozytywna. „Nie chodzi o pozbycie się ich, chodzi o przedstawienie kościołom alternatywy. Rozmawiałem niedawno z pewnym organistą z Gloucestershire. Grał na organach od 50 lat i miał już tego szczerze dość. Dzięki nowej maszynie tacy ludzie jak on nie muszą żyć pod presją” – mówi Kempster.

--------------------

Miejmy nadzieję, że przynajmniej katolickie parafie nie będą kupować tej maszynki dla leniuchów.

Instrukcja Episkopatu Polski o muzyce liturgicznej z 1981 roku przestrzega:
30. Muzyka w czasie sprawowania czynności liturgicznych winna być wykonywana "na żywo", dlatego nie wolno zastępować śpiewu zgromadzenia lub gry na instrumentach muzyką odtwarzaną za pomocą aparatów, np. magnetofonu, adaptera, radia itp. Nic nie stoi na przeszkodzie, by poza liturgią odtwarzać niekiedy muzykę religijną z płyt czy taśm, aby w tego rodzaju audycjach udostępnić wiernym arcydzieła muzyki twórczej religijnej dla wytworzenia odpowiedniego nastroju lub też celem wyrabiania w nich dobrego smaku.

Kreacjonizm to odmiana zabobonnego pogaństwa

Czy wierzycie Państwo w to, że Pan Bóg stworzył świat w sześć dni, a siódmego dnia odpoczął? Jeśli tak, to jesteście zabobonnymi poganami. Tak nas podsumował kilka dni temu br. dr Guy J. Consolmagno SJ z Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, które mieści się w Arizonie, USA.

Br. Consolmagno stwierdził w wywiadzie, iż kreacjonizm, którego poplecznicy chcą, aby był nauczany w szkołach obok teorii ewolucji jest odmianą pogaństwa gdyż przywołuje czasy "bogów natury", którzy byli odpowiedzialni za zdarzenia w przyrodzie. (...) Religia potrzebuje nauki, aby trzymać się z dala od zabobonu, za to być blisko rzeczywistości, aby chronić ją przed kreacjonizmem, który na koniec okazuje się być odmianą pogaństwa - czyli zamianą Boga w bożka natury.

Ktoś wie, o co chodzi temu biednemu zakonnikowi? Niech już lepiej dalej jeździ sobie po świecie i zbiera te swoje meteoryty, zamiast pleść androny. Przysłuży się tym zarówno astronomii, jak i katolickiej teologii.

poniedziałek, 8 maja 2006

świeckie "duszpasztety" atakują również w Holandii!

Kościół św. Franciszka w Bolsward to typowa, holenderska parafia. Na swojej stronie internetowej w zakładce "duszpasterze" (De Pastores) prezentują sylwetki swoich "pasterzy" (i pasterek):

Ksiądz Jan Romkes van der Wal (ładna sutanna), jak wynika ze strony internetowej jest w parafii "głównym duszpasterzem, odpowiedzialnym za sakramenty, liturgię, diakonię i katechezę"

Oprócz ks. Jana w parafii pracuje świeckie "asystenstwo pastoralne" w osobach:

Germa Kamsma-Kunst - "główna duszpasterka odpowiedzialna m.in. za młodzież, wizyty duszpasterskie, katechezę dzieci i ekumenizm"

na ponizszym zdjęciu pani Germa na spotkaniu z dziećmi pierwszokomunijnymi:


oraz

S.W.J. Draisma - ten facet jest chyba w tej parafii "duszpasterzem na godziny", gdyż jest "głównym duszpasterzem" w parafiach Makkum, Witmarsum i Workum. Czyżby tak miała wyglądać przyszłość Kościoła Posoborowego w Holandii? Świeckie duszpasztety płci obojga i jeden, rotacyjny kapłan, mający do obskoczenia kilkanascie parafii, gdzie jego rola ograniczy się do wypowiedzenia słów konsekracji, w którą i tak prawie nikt już nie wierzy?

Na tej stronie można sobie obejrzeć, jak wygląda ceremonia "ingresu" asystentek pastoralnych do parafii. Podczas "ingresu" pani Elżbieta van Dijl (to ta druga od prawej) przeczytała Ewangelię, a nawet wygłosiła Homilię! Czy ktoś wie, jak się nazywa ten produkt "paliuszopodobny" używany przez świeckie duszpasztety?


A instrukcja Redemptionis Sacramentum brzmi jak głos wołającego na puszczy:

152. (...) Niech więc w parafiach nigdy nie dochodzi do tego, aby kapłani lekkomyślnie zamieniali się własnymi funkcjami kapłańskimi z diakonami lub świeckimi, wprowadzając tym samym zamieszanie co do specyfiki każdego z nich.
153. Ponadto świeckim nigdy nie wolno przyjmować funkcji diakona lub kapłana lub nakładać ich szat albo innych do nich podobnych.

Korporacja szuka pracowników z pasją

Do czego to doszło... Kiedyś zostawało się kapłanem z powołania. Dzisiaj można się na posługę duchowną zdecydować po lekturze jednej z ofert pracy, która od dłuższego czasu wala się po irlandzkim portalu Świat Karier (Careers World)

Na stronie głównej czytamy: Ludziom, którzy są zainteresowani przywracaniem znaczenia żywotom ludzkim na wszystkich ścieżkach życia, Zakon Pasjonistów oferuje bardzo interesującą i pełną wyzwań karierę.

i bannerek: Jesteś pasjonatem zycia? Pozwól innym poczuć to samo!

Poklikajmy sobie w poszczególne zakładki "oferty".

Co nam oferuje ta praca?
W zależności od naszych zdolnosci - zostaną nam zaoferowane różne zajęcia, różne stopnie odpowiedzialności, udział w rozwoju socjalnym i wspólnotowym oraz bliżej nieokreślona opieka pastoralna i duchowa nad parafianami. O składaniu Najświętszej Ofiary - ani słowa.

Jak wygląda rekrutacja?
Aplikujący kandydaci muszą, przede wszystkim, posiadać mocną wiarę w ewangelię (z małej litery) Jezusa Chrystusa. Bardzo ważne są również dobre zdolności interpersonalne i wola pracy z ludźmi znajdującymi się w potrzebie. Zwykle kandydat odbywa rozmowę wstępną z kapłanem lub bratem, która prowadzi do dalszych rozmów i dyskusji zarówno w domu kandydata, jak i w domach naszej wspólnoty. Jeśli jest wzajemna zgoda co do dalszych kroków, z kandydatem przeprowadza się rozmowę kwalifikacyjną i poddaje go testom psychologicznym i badaniom lekarskim.... i tak dalej. O ewentualnych święceniach kapłańskich jak równiez o tym, że to jest wybór drogi na całe życie - ani słowa.

Spójrzmy jeszcze na kilka wypowiedzi zadowolonych pracowników tej korporacji

Jak widać, zgromadzenie Męki Jezusa Chrystusa schodzi między psy. To znaczy - chciałem powiedzieć - między Microsoft a Tesco. A jego Założyciel, Św. Paweł od Krzyża się w relikwiarzach przewraca.

Święty Pawle, Święta Gemmo - módlcie się za nami!


niedziela, 7 maja 2006

Noc otwartych kościołów

Postępowe duszpasterstwo teutońskie w poszukiwaniu metod na poprawę współczynnika napełnienia swoich kościołów wpadło kilka lat temu na pomysł, aby - idąc w ślady fabryk gwoździ, teatrów dramatycznych czy salonów samochodowych - urządzić "dni otwarte". Ma to również swój głębszy sens, gdyż świątynie katolickie w ojczyźnie Ojca Świętego są z reguły pozamykane w ciągu dnia - i tak nikt tam nie przychodzi oprócz emerytów, gdyż populacja jest zajęta pogonią za marnościami tego świata. Szacowne gremium usiadło więc i wykoncypowało, ze jak już społeczeństwo ściągnie wieczorem do domu, to może chociaż w nocy się pofatyguje? Oczywiście nie na Mszę świętą, ani na nabożeństwo, no bez przesady! Ale coś trzeba wymyślić, aby wiara przyszła, zobaczyła, że kościół nie gryzie, że w środku jest cool, można coś wypić, zakąsić, muzyki posłuchać i pomedytować, jakiegoś didżeja zaprosić, kolorofony i lasery zamontować, alpinistów ściągnąć, to sobie dziatwa z balkonu do nawy na linie pozjeżdża...

Oto bardzo skrótowy przegląd tych "imprez", jakie odbyły się w kilku niemieckich parafiach:.

Dusseldorf
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
proszę sobie pooglądać resztę zdjęć

Ołtarz zawsze się przyda. Mozna na nim porozakładać nasze papierzyska.
A to coś z tyłu, to chyba tabernakulum? I lampka się przed nim świeci...

A teraz uklękniemy sobie na ławeczkach przed Świętą Świecą. Za plecami tabernakulum.

Pani się chyba zmęczyła łażeniem po labiryncie ze zniczy

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Gdzieś w dolinie Saary

No, kto chce sobie pozjeżdżać?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

A teraz chwila rozrywki w kościołach Diecezji Münster:

wyginam śmiało ciało...


Może podyskutujemy sobie w prezbiterium?


...albo obejrzymy sztukę "o miłości"?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kościół św. Foillana (Folianus, Feuilliens - ktoś wie, jak się ten święty po naszemu nazywa?) w Akwizgranie. Grupa gości usiłuje ogrzać się przy ołtarzu


żródło1 źródło2

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kościół św. Elżbiety w Akwizgranie.
Jak widać, do prezbiterium wstawiono ławeczki, żeby dziatwa miała gdzie siedzieć.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------

I na koniec - Grand Prix festiwalu wariactwa posoborowego

Parafia NMP w Bochum

Proszę koniecznie wejść na powyższy link i obejrzeć wszystkie zdjęcia.
Proszę pamiętać, że ostrzegałem.
Komentować nie będę...







...oprócz ostatniego zdjęcia
Co to za kosmita jest na tym krzyżu?
Bo Jezus Chrystus to na 100% nie jest

Mam do Was prośbę, Drodzy Czytelnicy. Zanim dzisiaj ułożycie się do snu, zmówcie choćby jedną dziesiątkę Różańca świętego w intencji tych wszystkich owiec, które zbłądziły i pasterzy, którzy wciąż błądzą, a jak się im chce to uświadomić, to udają, że nie wiedzą o co chodzi. Niech Ta, która zgniotła wszystkie herezje, weźmie ich pod swój opiekuńczy płaszcz, co daj Panie Boże, Amen.

sobota, 6 maja 2006

Czy Diecezja Linz jest jeszcze katolicka?

Rok temu serwis kath.net informował iż w poniedziałek 7 lutego 2005 w "ulubionej" przez naszą redakcję diecezji Linz, w Górnej Austrii, ordynariat biskupi wydał oficjalne pismo, w którym zarządzono głoszenie kazań przez pastoralnych asystentów (świeckich bądź diakonów) w co drugą niedzielę i święta. Tymczasem jest to surowo zakazane zarówno w Kodeksie Prawa Kanonicznego (Can. 767), jak i w papieskiej instrukcji Redemptionis Sacramentum (N.161). Tego samego dnia, kilka godzin później przy okazji konferencji prasowej dotyczącej wizyty ad limina biskupów szwajcarskich w Rzymie bp Amédée Grab oświadczył w imieniu Episkopatu szwajcarskiego m.in.: "żadnemu księdzu nie wolno odmówić prawa wygłoszenia kazania i żadnemu świeckiemu nie wolno głosić kazania w czasie Mszy św.". Sytuacja w diecezji Linz jest niepokojąca już od bardzo dawna. Wieloletnich nadużyć liturgicznych, dokonywanych za wiedzą lokalnego biskupa, Maximiliana Aicherna, orędownika zwołania III Soboru Watykańskiego, nierzadko nawet w katedrze oraz licznych przypadków ignorowania Rzymu - nikt już nie liczy. Jednak w ostatnim czasie niektóre z nich zostały nagłośnione, a świeccy podjęli próbę zapobiegnięcia im. Protesty nie ograniczają się już tylko do grupy "konserwatywnych" katolików.

Na długiej liście skandali są m.in. "nabożeństwa kobiece" wychwalające Heilige Geistin, czyli "Świętą Duszycę", celebrowane przez kobiety. Kobieta zajmuje wtedy miejsce kapłana przy ołtarzu oraz zasiada na miejscu biskupa w diecezjalnej katedrze. Przy tej okazji zignorowano list kard. Arinze, prefekta Kongregacji Kultu Bożego, zabraniającego podobnych "nabożeństw". Na oficjalnej stronie internetowej diecezji można znaleźć zachętę do "litugicznej giełdy", która ma wspierać wymianę "liturgicznych impulsów". Impulsy te nie mogą pochodzić z opublikowanych dokumentów - muszą być "twórcze". Można tam znaleźć m.in. zbiór kobiecych kazań, autorstwa pastoralnych asystentek. Standardowo pojawiają się w nich podobne sformułowania: "Bóg jest dobrą pasterką" albo "Boże Matko, ogrodniczko moja"- (Alexandra Freinthaler)! W dwudziestu parafiach proponuje się zamiast normalnego porządku czytań "kobiecą perykopę". To faza testowa przed szerszym wprowadzeniem tych nowości. W ramach diecezjalnej "komisji kobiecej" od lat działa grupa robocza "Reforma liturgii z kobiecej perspektywy", która ma za zadanie "wprowadzić do liturgii język sprawiedliwy wobec płci oraz znaleźć odpowiednie miejsce dla kobiety w liturgii". Kazania świeckich w czasie Mszy to już prawie norma. W parafii Zipf, określanej przez przedstawicieli kurii jako parafia wzorcowa (jak widać, jest to parafia BEZ KAPŁANA, kierowana przez świeckiego asystenta parafialnego i świeckiego moderatora), rola kapłana (dochodzącego "na godziny" z innej parafii) w czasie Mszy św. ogranicza się jedynie do wypowiedzenia słów konsekracji. Resztą zajmują się pastoralny asystent i moderator. W jedną niedzielę miesiąca rezygnuje się z Mszy św. na rzecz "Nabożeństwa Słowa Bożego". W wielu parafiach samowola proboszczów i speców od liturgii nie zna granic. W styczniu doszło do nagłośnienia przez kath.net szeregu drastycznych nadużyć: 18 stycznia w parafii Chrystusa Króla w samym Linzu pastoralna asystentka odmówiła części Mszy św. zarezerwowane dla kapłana. Czytała ewangelię i głosiła kazanie. A co najgorsze: sama czytała część kanonu, czyli właściwie "koncelebrowała". W odpowiedzi na list zaniepokojonego parafianina, proboszcz tej parafii ks. Martin Fürender odpowiedział: "pastoralne asystentki są zatrudnionymi przez diecezję i powołanymi przez biskupa duszpasterkami". 19 stycznia w miejscowości Schwanenstadt pastoralna asystentka wraz z dwoma kapłanami w szatach liturgicznych odmówiła część kanonu. W dekanacie Gmunden pastoralna asystentka w szatach liturgicznych, w obecności kapłana wygłosiła kazanie, po czym ochrzciła dziecko. Ksiądz cały czas siedział z boku. 20 stycznia pewien proboszcz pozwolił wprowadzić się na probostwo swojej "przyjaciółce". Wyrozumiała rada parafialna nie miała nic przeciwko. 26 stycznia wybuchł ogromny skandal. Na stronie internetowej parafii św. Franciszka w Wels opublikowano zdjęcia z uroczystości Trzech Króli. Na fotografiach widać wyraźnie jak diakon "odprawia", a właściwie - symuluje konsekrację. Zdjęcia te zostały przesłane przez agencję kath.net licznym biskupom. Trafiły również do Rzymu. W krótkim czasie zdjęto je ze strony internetowej. W ramach rekompensaty proszę sobie kliknąć i obejrzeć, jak wygląda typowe "nabożeństwo" w tej parafii. Ten pogięty patyk na środku to ponoc ich "krzyż ołtarzowy". Komu mało, może sobie pooglądać resztę zdjęć. Ale proszę pamiętać, że ostrzegałem.

Pomimo rosnących doniesień o kolejnych, systematycznych skandalach kuria biskupia oficjalnie milczy. A listy kierowane do niej konsekwentnie odrzuca.

Do protestów przyłączyły się coraz to nowe postaci. Prawnicy, dziennikarze, lokalni politycy. Wreszcie 31 stycznia zabrał głos w tej sprawie 84-letni (urodzony w Bytomiu) profesor dogmatyki w Monachium, Leon kard. Scheffczyk. Była to pierwsza wypowiedź tak wysokiej rangi przedstawiciela Kościoła w tej sprawie. W odpowiedzi na prośbę skierowaną do niego, udzielił specjalnego wywiadu dla kath.net. Przyznał, że nie ma zwyczaju, aby "zagraniczny" kardynał komentował sytuację liturgii w innej diecezji, ale "wydarzenia te nie dotyczą tylko lokalnej wspólnoty, lecz dotykają Kościoła jako całości". Skrytykował przejawy samowoli i pogłębiającą się desakralizację liturgii. Potępił rażące naruszanie prawa kanonicznego, manipulowanie Pismem św. oraz twórczość liturgiczną inspirowaną duchem radykalnego feminizmu, który fałszuje wiarę katolicką. Jak dotąd sprawa nie znalazła swego finału.

Tyle news sprzed roku. O sprawie pisaliśmy zresztą i my w sierpniu 2005.

Niestety, "teologowie" i "teolożki" z Linzu domagają się coraz więcej. W końcu, jeśli ktosia skończyła teologię, dobiega klimakterium i nie może zostac choćby diakonissą, to sie przecież mozna wkurzyć!

Jak donosi Kirchen Zeitung, oficjalny organ diecezji, niedawno odbyło się jubileuszowe (25 lat istnienia) zebranie "koła zaangażowanego laikatu", podczas którego laikat już nie prosił, ale zażądał (fordern) zwiększenia ilości "asystentów i asystentem parafialnych" oraz "uwolnienia urzędów" (diakona i kapłana) świeckim płci obojga! Jakby tego było mało, te szajbusy twierdzą, że "potrzebne jest nowe myślenie" polegające na zmianie nastawienia do faktu iż wiele kobiet i mężczyzn "spełnia wymagania stawiane diakonom a nawet kapłanom", a uniemożliwia im się przyjęcie święceń.

Dalej czytamy: "Argument iż w Kościele wyświęca się wyłącznie mężczyzn, gdyż Jezus Chrystus był mężczyzną i powołał na swoich uczniów wyłącznie mężczyzn nie przekonał zgromadzonych teologów i teolożek, gdyż w świetle badań teologicznych urząd kapłański powinien być rozumiany jako wytwór Kościoła, a nie jako urząd ustanowiony historycznie przez Chrystusa."

Zamiast komentarza - cytat z klasyki:

XIX Sobór Powszechny, Trydencki
Sesja XXIII (1563)
Nauka o sakramencie kapłaństwa
Kan.3: Jeśli ktoś twierdzi, ze kapłaństwo, tzn. święcenia, nie jest prawdziwie i właściwie sakramentem ustanowionym przez Chrystusa Pana lub że jest jakąś ludzką fikcją wymyśloną przez ludzi nieświadomych spraw kościelnych, albo że jest tylko jakimś obrzędem wybierania sług słowa Bożego i sakramentów - niech będzie wyklęty.

Czy Diecezja Linz jest jeszcze katolicka?
Śmiem wątpić.

czwartek, 4 maja 2006

(poko)Lenie z papieskiej koncelebry

Komitet Organizacyjny Pielgrzymki Ojca Świętego Benedykta XVI w Archidiecezji Krakowskiej apeluje do świeckich:

2006-05-04
PROŚBA O POSŁUGĘ NADZWYCZAJNYCH SZAFARZY
w czasie Eucharystii sprawowanej pod przewodnictwem Ojca Świętego Benedykta XVI na Krakowskich Błoniach w dniu 28 maja 2006 roku
Informuję, że na Mszę świętą sprawowaną pod przewodnictwem Ojca Świętego Benedykta XVI na Krakowskich Błoniach w dniu 28 maja 2006 roku zgłosiło się 1600 kapłanów chcących koncelebrować, a tylko 200 gotowych udzielać Komunii świętej. Poprosiliśmy już akolitów z różnych seminariów o pomoc w tej posłudze. Mimo to szafarzy Komunii świętej jest ciągle za mało, gdyż liczba zgłoszeń pielgrzymów nieustannie rośnie. Jest już 250 000 zamówień na bilety ze strony młodzieży na spotkanie w sobotę (oni w większości zostaną na niedzielę) i ok. 700 000 zamówień na bilety na Mszę świętą w niedzielę. Do udzielania Komunii świętej mamy już prawie 1000 szafarzy. Brakuje nam przynajmniej 200. Dlatego zwracamy się z prośbą o pomoc do nadzwyczajnych szafarzy z waszej diecezji. Będziemy wdzięczny za pomoc nawet 30 szafarzy. Będziemy wdzięczni, jeśli przyjedzie więcej, nawet 200. Prosimy o wcześniejszą informację, ilu szafarzy możemy się spodziewać. Szafarze, którzy się zgłoszą, proszeni są o zajęcie miejsca w pobliżu podium-ołtarza, przy którym będzie się odbywać w sobotę wieczorem spotkanie Ojca Świętego z młodzieżą. Miejsce to zostanie w niedzielę przemienione na kaplicę. Tam będą przygotowane naczynia z Najświętszym Sakramentem. W niedzielę dostęp do tego sektora będzie możliwy nawet bez biletu. Jednak dla szafarzy przygotujemy identyfikatory, ze względu na służby porządkowe, aby ułatwić dojście do samej kaplicy. Szafarze powinni mieć ze sobą dokument potwierdzający, że są szafarzami w swojej diecezji, a także albę. Niech zgłoszą się przy ołtarzu przed Mszą świętą, aby otrzymać szczegółowe informacje o swej posłudze.
Podaję adres kapłana, który koordynuje u nas posługę udzielania Komunii świętej na Błoniach (ks. Mariusz Susek, mariuszsusek@poczta.onet.pl; tel. 0606/850-252).
Dziękując za wszelką pomoc i życzliwość, przekazuję najlepsze życzenia błogo-sławieństwa Bożego w pełnionej posłudze.

+ Józef Guzdek
Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Pielgrzymki Ojca Świętego Benedykta XVI w Archidiecezji Krakowskiej


Policzmy: Potrzeba przynajmniej 1200 szafarzy Komunii św. a mamy zarejestrowanych 1600 koncelebransów. Możeby wysłać ks. Mariuszowi Suskowi, tak dla przypomnienia, cytat z obowiązujących przepisów liturgicznych:

Instrukcja Redemptionis Sacramentum
157. Jeśli w sytuacji zwyczajnej obecna jest wystarczająca liczba wyświęconych szafarzy, również do rozdawania Komunii świętej, nie należy wyznaczać nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej. W takich okolicznościach ci, którzy byliby wyznaczeni do tego rodzaju posługi, nie powinni jej wykonywać. Należy potępić postępowanie tych kapłanów, którzy, choć sami uczestniczą w celebracji, powstrzymują się jednak od udzielania Komunii, powierzając to zadanie świeckim.

W ten sam deseń wypowiadają się wcześniejsze dokumenty Stolicy Apostolskiej, a mianowicie Instrukcja Inaestimabile donum, nr 10, AAS 72 (1980) 336 oraz odpowiedź Papieskiej Komisji ds. Autentycznej Interpretacji Prawa Kanonicznego, Responsio ad propositum dubium, z 11.VII.1984: AAS 76 (1984) 746

Chłopaki chcą tanim kosztem wejść do historii - łapę wyciągnąć w stronę oddalonego o kilkadziesiąt metrów ołtarza, wymamrotać formułę sakramentu i móc potem rodzinie opowiadać: wiesz, odprawiałem Eucharystię z papieżem Benedyktem. A Komunia święta? Co to, to nie... Tyle się trzeba nałazić z puszką. Jeszcze mi ktoś podwędzi mój aparat cyfrowy...

Proponuję wysyłać protesty (można po polsku) do Jego Eminencji Franciszka kard. Arinze na adres watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów:

Congregatio de Cultu Divino et Disciplina Sacramentorum
Piazza Pio XII, 10
00193 Roma
Italia

fax: 0039 0669883499

email: cultdiv@ccdds.va

Paupera lingua latina - pobudka z ręką w nocniku

Jak doniosła Gazeta Wyborcza, Msza święta odprawiana przez Ojca Świętego na krakowskich Błoniach będzie w zdecydowanej większości odprawiana w języku Kościoła, czyli po łacinie. A dlaczego? To już wyjaśni nam ks. Stanisław Szczepaniec: Język łaciński został wybrany z kilku powodów. W Mszy odprawianej przez papieża Benedykta XVI będzie brała udział także spora grupa duchownych z zagranicy. - Poza tym łacina to język podstawowy w Kościele. Nie wyobrażam sobie, żeby na krakowskich Błoniach papież odprawiał w języku włoskim czy niemieckim - podkreślił ks. Szczepaniec. Jego zdaniem w polskiej rzeczywistości łacina jest rzadko używana. - Trochę za mało przyzwyczajamy do niej wiernych. Tymczasem powinni oni umieć przynajmniej odpowiadać w tym języku na wezwania celebransa - zauważył ks. Szczepaniec. Dodał, że strona watykańska była nawet "trochę zdziwiona" faktem, że Polacy mogą mieć z tym problem.

Jak widać, w rok po śmierci Jana Pawła II również w Polsce wolno już publicznie mówić prawdę (na razie - bardzo delikatnie) o powszechnej "olewce", jaka spotkała na całym niemal świecie nauczanie Papieży i Soborów, w tym i Drugiego Watykańskiego. "Trochę za mało przyzwyczajamy do niej wiernych" brzmi jak kiepski żart, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę, że większość kapłanów po prostu łaciny nie zna. Bo i po co mają ją znać, skoro i tak jej wogóle nie używają? Za to wszyscy powołują się na Sobór i wycierają sobie jego rzekomym nauczaniem gęby, a tymczasem...

soborowa
Konstytucja o Liturgii Świętej w artykule 36 §1 wyraźnie stwierdza:
W obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe
artykuł 54 nakazuje duszpasterzom:
Należy dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać także w języku łacińskim stałe części Mszy świętej dla nich przeznaczone.
a artykuł 116 informuje nas, że:
Kościół uznaje śpiew gregoriański za własny śpiew liturgii rzymskiej. Dlatego w liturgii powinien zajmować on pierwsze miejsce wśród innych równorzędnych rodzajów śpiewu.

Jak wszyscy wiemy i widzimy na codzień, Konstytucja o Liturgii Świętej znajduje się dziś powszechnie w głębokim poważaniu.

Instrukcja wykonawcza Musicam Sacram z 1967 r. powtarza toczka w toczkę nakazy Ojców Soborowych:
47. Zgodnie z Konstytucją o świętej liturgii w "obrządkach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe". Ponieważ jednak "nierzadko używanie języka ojczystego może być bardzo pożyteczne dla wiernych", "kompetentna kościelna władza terytorialna decyduje o zakresie i sposobie wprowadzenia języka ojczystego, przedkładając decyzję do zatwierdzenia Stolicy Apostolskiej". Zachowując dokładnie powyższe przepisy, należy ustalić właściwą formę uczestniczenia stosownie do możliwości poszczególnych grup wiernych. Duszpasterze winni troszczyć się także o to, "by wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiew
ać stałe części Mszy świętej dla nich przeznaczone, nie tylko w języku ojczystym, lecz także w języku łacińskim"
48. Ordynariusze miejscowi niech rozważą, czy po wprowadzeniu języka ojczystego do Mszy świętej, nie będzie pożyteczne, szczególnie w dużych miastach, w niektórych kościołach, gdzie dość często gromadzą się wierni różnych języków, odprawiać jedną, a nawet więcej Mszy świętych w języku łacińskim, zwłaszcza śpiewanych.
Ktoś wie, w ilu miejscach w Polsce regularnie (czyli: codziennie) odprawia się obecnie Msze święte w języku łacińskim? Choćby jedną? W ilu "dużych miastach"?

Brnijmy więc dalej w opary absurdu - miłościwie nam obowiązujący Kodeks Prawa Kanonicznego w kanonie 249 nakazuje:
W programie kształcenia kapłańskiego należy przewidzieć, by alumni nie tylko nauczyli się dokładnie języka ojczystego, lecz także by dobrze znali język łaciński oraz posiadali wystarczającą znajomość języków obcych, których umiejętność wyda się konieczna lub pożyteczna do ich formacji albo do wykonywania pasterskiej posługi.

Brzmi, jak kiepski dowcip, prawda?

W takiej sytuacji nie dziwi zupełnie fakt iż strona watykańska była "trochę zdziwiona" faktem, że Polacy "mogą mieć problem z łaciną". Przypomnijmy, że w języku dyplomacji "lekkie zdziwienie" oznacza tak naprawdę głębokie oburzenie i zażenowanie zastaną sytuacją.

Na szczęście wszystko wygląda na to, że po 25 latach "suszy" katolicy mogą sobie zacząć przypominać, co im przykazywali papieże przez wieki historii Kościoła:

Sobór Trydencki, Sesja XXII (1562 r.)
Nauka o Najświętszej Ofierze Mszy św.

Kan. 9. Jeśli ktoś twierdzi, że liturgiczne zarządzenie Kościoła rzymskiego, według którego część kanonu i słowa konsekracji odmawia się po cichu jest godne potępienia albo że należy Mszę św. odprawiać tylko w języku narodowym, albo że nie należy dodawać wody do wina przy ofiarowaniu kielicha, jakby to było przeciwne ustanowieniu Chrystusa - niech będzie wyklęty

sługa Boży Pius XII, encyklika Mediator Dei
Posługiwanie się językiem łacińskim, którego używa wielka część Kościoła, jest widocznym i pięknym znakiem jedności, oraz skutecznym lekarstwem przeciw jakimkolwiek skażeniom autentycznej nauki.


bł. Jan XXIII, Konstytucja Apostolska Veterum Sapientiae
Biskupi w swojej ojcowskiej trosce powinni mieć się na baczności, by nikt w ich jurysdykcji nie był skłonny do rewolucyjnych zmian, nie pisał przeciwko używaniu łaciny w studiach religijnych lub w liturgii lub poprzez jednostronność osłabiał wolę Stolicy Apostolskiej w tej sprawie bądź ją fałszywie interpretował

Sługa Boży Jan Paweł II przyglądając się obradom Synodu Rzymskiego w 2001 r. zauważył, że większość obecnych na sali purpuratów bardzo nerwowo zareagowała na wystąpienie Janisa kard. Pujatsa (na zdjęciu) z Łotwy (który jako jedyny przemawiał wyłącznie po łacinie) - a mianowicie sięgnęła po słuchawki z tłumaczeniem symultanicznym. Papież, który od dawna był znany z ciętego języka westchnął: "Paupera lingua latina, ultimum refugium habet in Riga". Szkoda, że nie w Polsce.

Świat potrzebuje nauki i miłosierdzia Buddy!

A przynajmniej tak twierdzi metropolita Seulu, Mikołaj kard. Cheong Jin-suk (na zdjęciu) w swoich orędziach do buddystów koreańskich, publikowanych co roku, z okazji przypadającego w maju święta Vesak (rocznicy urodzin niejakiego Siddharthy Gautama - pseudonim artystyczny: Budda)

W roku bieżącym ksiądz kardynał zauważył, że "jakkolwiek Budda obdarzył ludzkość współczuciem, zgodą i życzliwością, jednakże po dziś dzień światem rządzą konflikty, nienawiść, wrogość i różne rodzaje dyskryminacji. I właśnie dlatego coraz bardziej potrzebujemy nauczania Buddy. Wierzymy, że możemy rozwiązać nasze problemy postępując za Buddą i dzięki miłości, która jest fundamentem nauczania wszystkich religii".

W orędziu ubiegłorocznym metropolita Seula pisał: "Urodziny Buddy to święto nie tylko dla naszych braci i sióstr buddystów, ale także dla wszystkich nas, Koreańczyków". Na koniec życzył "miłosierdzia Buddy dla wszystkich wiernych na świecie"

Jeśli tak skandaliczne słowa padają z ust arcypasterza, nie ma się co dziwić, że w roku ubiegłym grupa ponad 100 południowokoreańskich "katolików" z archidiecezji Teagu wybrała się wraz z ks. Chung Hong-kyu na "pielgrzymkę" do "świątyni" Enjeok-sa, w której wykonała "tradycyjne" 108 pokłonów aby oddać hołd posągowi Buddy. Po powrocie do Kosan uczestnicy "pielgrzymki" udekorowali grotę NMP w swojej parafii sprezentowanymi przez buddystów lampionami w kształcie kwiatu lotosu, a ks. Chung skomentował całą "wycieczkę" mówiąc: "Ponieważ miłość i miłosierdzie są te same, różnica między naszymi religiami jest niewielka" oraz "Buddyjska skromność i szacunek dla natury są takie same, jak dla nas katolików. A więc my katolicy zdecydowaliśmy, aby świętować z buddystami Urodziny Buddy".

Kilkanaście dni temu agencje poinformowały, że Pyeonghwa Broadcasting Corporation (stacja telewizyjna należąca do Archidiecezji w Seulu) zaprosiła buddystów do Sali im o. Eugeniusza Coste (jak widać - w sali tej odprawiane są regularnie Msze święte po angielsku dla obcokrajowców) przy Archikatedrze w Seulu aby "odprawili" w niej swój doroczny rytuał Yeongsan-jae, z okazji - a jakże - święta Vesak, czyli rocznicy urodzin Buddy.

Yeongsan-jae
, to obrzęd przypominający nauczanie Buddy o Sutrze Lotosu sprzed 2600 lat. Jest on powszechnie wykonywany w intencji ułatwienia przejścia od śmierci do raju.

Rytuał składa się z kilku części:
Bara, wykonywana przez mnichów, znana również jako "taniec cymbałów"
Nabi, wykonywana przez mniszki, znana również pod nazwą "tańca motyli"
Beopgo, czyli "taniec wielkiego bębna"
Obrzed trwa z reguły cały dzień, ale dla potrzeb wykonania "u katolików" skrócono go do godziny.

"Wielebny" Daewoong, były przełożony świątyni Bongwonsa w Seulu (uznanej przez rząd Korei Południowej za Ośrodek Ochrony Dziedzictwa Kulturalnego) twierdzi, że Yeongsan-jae to "esencja buddyjskiej kultury, dlatego jest nazywany "kwiatem buddyjskich obrzędów".

Ks. prof. Jan Choi Ho-young, wykładowca muzyki na Koreańskim Uniwersytecie Katolickim uważa wykonanie Yeongsan-jae w katolickiej katedrze za znaczący akt "wymiany międzyreligijnej". "Poprzez wzięcie udziału w buddyjskich obrzędach, katolicy mogą lepiej zrozumieć nie tylko buddyzm, ale i kulturę koreańską" - uważa ksiądz profesor i dodaje "Byłoby pięknie, gdybyśmy i my kiedyś mogli zaprezentować chorał gregoriański na jakimś koncercie u buddystów"

Szkoda, że ksiądz profesor nie wpadł na pomysł, aby zamiast koncertowaniem i "wymianą międzyreligijną" - zająć się głoszeniem Ewangelii i nawracaniem z buddyjskiego zabobonu na Prawdziwą i Świętą Wiarę katolicką...

Bierzemy to, co jest...

"Byli" "duchowni" innych "kościołów", jak np. baptyści, anglikanie, luteranie, a pośród nich katolicy: syn stałego żonatego diakona, ojciec księdza, były wiceprezes firmy kurierskiej, wielu adwokatów, internista, ginekolog, wysoki urzędnik państwowy, reporter, krupier z kasyna gry, emerytowany nawigator Sił Powietrznych US Army... Wśród nich wcale liczni żonaci i obdarzeni gromadką dzieci (jeden z kandydatów ma 7 dzieci i 8 wnuków). Wiek - pełen zakres, od 25 do 69 lat, z wyraźną przewagą kandydatów po "czterdziestce". - tak wygląda w największym skrócie "Nabór Kapłański 2006" w USA.

Kryzys powołań do katolickiego kapłaństwa w USA stał się już tak potężny, że biskupi biorą WSZYSTKO, jak leci. A to się musi zemścić prędzej czy później. No bo jak tu sobie wyobrazić do celebrowania Najświętszej Ofiary, służenia parafianom dniem i nocą i do przepowiadania i wyjaśniania Słowa Bożego - 65-letniego, żonatego ginekologa z czwórką dzieci?

Kryzys powołań nie jest niestety jedynie domeną USA. Jak donosi agencja Associated Press, w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, liczba kapłanów na całym świecie spadła o 3,5% ( z 420.971 w 1978 r. do 405.891 w 2004 r. ).
Najgorsza sytuacja panuje w Europie - gdzie liczba kapłanów spadła we wspomnianym okresie o 20% ( z 250.498 w 1978 r. do 199.978 w 2004 r. )
W Australii i Oceanii liczba księży zmniejszyła się o 14%
W Afryce - liczba kapłanów wzrosła o 85% z 16.926 do 31.259, ale należy zauważyć, że w wielu biednych krajach afrykańskich wysłanie syna do katolickiego seminarium to nadal przede wszystkim metoda na zapewnienie całej rodzinie życia na jako takim poziomie.
W Azji - również wzrosło o 74% z 27.700 do 48.222.
W Amerykach - liczba księży wzrosła o 1% ze 120.271 do 121.634, ale w samych Stanach Zjednoczonych od 1965 do 2005 spadła o 26% - z 58.632 do 42.839, zgodnie z analizami wykonanymi przez Ośrodek badań CARA przy Uniwersytecie w Geogetown.

Niebezpiecznie wzrasta również średnia wieku katolickich kapłanów, która w Wielkiej Brytanii przekroczyła już 66 lat, przez co wiele zakonów "wymiera", gdyż nie ma komu zastąpić zmarłych kapłanów, jak to się stało z zakonem św. Wincentego a Paulo w Szkocji.