piątek, 8 stycznia 2010

Ciszej o tym dialogowaniu z szatanem...

Nasz Czytelnik podesłał nam link do artykułu, który ukazał się pół roku temu w tygodniku Przekrój - oto jego fragmenty:

o. dr Aleksander Posacki, jezuita i sławny egzorcysta, przyszedł do krakowskiego Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” w swetrze, czyli – jak na duchownego – incognito. Zjawił się tam także ojciec Bernard Sawicki, opat benedyktynów w Tyńcu, który w towarzystwie kilku innych braci – w habicie i z krzyżem na piersi – jawnie uczestniczył w sypaniu mandali przez pięciu mnichów buddyjskich *).

Pomyślałam, że warto pokazać siłę różnych duchowości, które wyrastają z innych korzeni, ale potrafią się na pewnym poziomie spotkać – wyjaśnia Justyna Jan-Krukowska, artystka i współorganizatorka spotkania mnichów.
Chętnie przyjęliśmy zaproszenie. Chcieliśmy poznać inne doświadczenia monastyczne – wspomina ojciec Bernard Sawicki.
Ksiądz doktor Posacki na co dzień wykłada wiedzę o demonach (...). Podczas kilkudniowego sypania mandali, które rozpoczęło się w Środę Popielcową 25 lutego, skrycie (acz gorąco) modlił się za błądzące umysły i dusze benedyktynów. Ponadto skrzętnie wszystko obserwował.

Przemyślenia po krakowskich obserwacjach opublikował w „Naszym Dzienniku”
(polecamy lekturę - Red.). Wyjawił, że na ścianach Centrum zobaczył portrety demonów, a także dalajlamę, który z demonami na stałe współpracuje. Zobaczył również buddystów, którzy – o czym Posacki zapewnił – jeszcze w XX wieku składali złym mocom ofiary z ludzi. Widział też benedyktynów, których „udział w rytuałach buddyjskich jest narażaniem się na grzech bałwochwalstwa, zniewoleń spirytystycznych i zgorszenia wiernych, o czym świadczą liczne reakcje i protesty”.

Mnisi z tybetańskiego klasztoru Ganden zamieszkali w opactwie w Tyńcu w ramach projektu wymyślonego przez Jan-Krukowską i niemieckiego buddystę, doktora Genduna Yontena. Tybetańczycy kilka dni przed rozpoczęciem sypania mandali nocowali w klasztornych celach, uczestniczyli w nieszporach i mszach.

Gdy rozniosła się wieść o skośnookich gościach, Internet rozkwitł głosami sprzeciwu i niepokoju. Do Tyńca napływały listy od oburzonych katolików, a do kurii w Krakowie – donosy. To dlatego ksiądz doktor Posacki wziął udział w sypaniu mandali. Wśród wielu wniosków doszedł i do tego, że przez kontakty z odprawiającymi rytuały buddystami mnisi spod Krakowa mogli nawet zmienić swoje przekonania religijne. – Gdy to pisałem, kierował mną bolesny niepokój sumienia – tłumaczy jezuita. – Mogli wejść w niebezpieczny trans, skontaktować się z mocami, które mogły nimi owładnąć.
(...)
Ciekawe – zastanawia się ojciec Maksymilian Nawara, benedyktyn ze zgromadzenia w Lubiniu. – U nas z buddystami spotykamy się od prawie 20 lat. Nauczyliśmy się wielu cennych technik kontemplacji. Ale nie nagłaśniamy ich. Po co sobie i przyjaciołom ze Wschodu utrudniać życie?

Czy więc benedyktyni, przyznając się do goszczenia buddystów, popełnili błąd? – Nie! – mówi profesor Zbigniew Pasek, religioznawca z krakowskiej AGH. – Na Zachodzie takie spotkania odbywają się w ramach oficjalnego dialogu intermonastycznego.

Tymczasem benedyktyni po artykule egzorcysty musieli tłumaczyć się przed kardynałem Stanisławem Dziwiszem. Bronił ich tylko ojciec Wojciech Ziółek, prowincjał jezuitów Polski południowej. W liście, którego „Nasz Dziennik” opublikować nie chciał, przeprosił mnichów za słowa egzorcysty.

Mam nadzieję – mówi profesor Pasek – że benedyktyni nie przestraszą się katolickich „działaczy”, którzy od lat próbują kreować w Polsce stan zagrożenia ze strony innych duchowości.

Buddysta doktor Gendun Yonten wysłał do Tyńca list. Pyta, czy zakonnicy wesprą go w tworzeniu Centrum Kultury Tybetańskiej. Ojciec Sawicki chętni pomógłby, ale się waha: – Nie chciałbym narażać współbraci na kolejne ataki.

Anna Szulc
"Przekrój" 17-18/2009

*) - Mandala to geometryczny diagram, którego sypanie z kolorowego piasku i późniejsze zniszczenie jest uważane za rodzaj medytacji. Mandala ma dla buddystów znaczenie symboliczne i religijne. W Krakowie mnisi z Tybetu sypali mandalę z intencją, by sprowadziła na mieszkańców błogosławieństwo


Drodzy Czytelnicy,

Jak widać nagłaśnianie (i to jak najszerzej) aktów apostazji i bałwochwalstwa przynosi dobre owoce! Bezrozumni zakonnicy dzięki takiej krytyce zaczynają się zastanawiać nad swoim zachowaniem! Bądźmy więc natrętni! Uderzajmy do naszych Arcypasterzy, molestujmy Ich korespondencją w sprawie nawet najmniejszych nadużyć! Niech wzywają na dywany szalonych przeorów i kapłanów, niech wymagają od nich określenia się, po której stronie stoją i komu tak naprawdę chcą służyć! Jeśli ojcowie Benedyktyni chcą coś przemilczeć - tym głośniej rozpowiadajmy o tym na lewo i prawo! Czy tym szaleńcom wydaje się, że Pan Bóg nie widzi ich zaprzaństwa? Że przed Panem Bogiem można się ukryć?

A ojcu Ziółkowi SJ życzymy rychłego przejścia na wcześniejszą emeryturę. Faktu iż przełożony zakonny PRZEPRASZA za to, że jego podwładny, egzorcysta, krytykuje uporczywe przekraczanie pierwszego przykazania Bożego - nawet nie komentujemy, gdyż nie wypada na blogu publikować słów powszechnie uznanych za obelżywe.