wtorek, 11 stycznia 2011

Wesoły konferansjer

Aktualizacja: 12.01.2011 godz. 23:00

Ks. Łukasz Walaszek przesłał na adres redakcji e-maila, w którym stanowczo zaprzecza, jakoby to On był celebransem poniżej opisanej Mszy świętej. Redakcja stawiając słowo kapłana katolickiego powyżej własnych, ułomnych obserwacji niniejszym pokornie przeprasza za przypisanie Mu sprawstwa opisanych poniżej czynów, prosząc o wybaczenie oraz udając się na skróty do zakładu optycznego celem obstalowania nowych okularów. Jeśli uda nam się ustalić personalia kapłana, który odprawiał tę Mszę świętą - niezwłocznie poinformujemy o tym naszych Czytelników.

-----------------------------------------------------------------


9 styczeń Roku Pańskiego 2011,
godzina 18.00,
Katowice,
kościół parafialny św. Józefa Robotnika.

Principia parva sunt

Organista gra pieśń na wejście. Rozlega się dzwonek, ekipa wychodzi do ołtarza, celebrans udaje się do pulpitu z mikrofonem. Zwracając się do publiczności zagaja o zimowej pogodzie, wita wszystkich zebranych, zaprasza do wspólnej modlitwy, po czym w ramach rozpoczęcia Najświętszej Ofiary wykonuje znak Krzyża.

Zaczęło się

Celebrans kontynuuje zagajanie, informuje, że Msza jest odprawiana w intencji pani Henrietty Pysik z okazji 86 rocznicy urodzin. Celebrans rzuca w głąb kościoła pytanie: "Czy pani Henrietta jest dzisiaj z nami?" po czym dopowiada: "Jest. Ja to bym raczej powiedział, że to kolejne osiemnaste urodziny, he he he, ale mam tu napisane osiemdziesiąte szóste". Grunt to rzucić żarcik co kwadrans, bo inaczej widownia uśnie.
Confiteor oczywiście brak, zamiast niego jeden z kompaktowych aktów pokuty zakończonych trzykrotnym "zmiłuj się nad nami". Kto by tam w XXI wieku spowiadał się i błagał o modlitwę Najświętszą Marię Pannę, Aniołów Bożych i wszystkich Świętych Pańskich. Dzisiaj mają wolne.

Aerobik

Po Ewangelii rozpoczyna się homilia. Celebrans nawiązując do Chrztu Pańskiego zauważa, że w dzisiejszych czasach zapominamy czym jest Chrzest i zapominamy, jakie znaczenie ma w naszym życiu. Mam nadzieję, że będzie coś o grzechu pierworodnym. Kapłan bierze do ręki mikrofon bezprzewodowy i wychodzi do nawy, gdzie prosi sobie o jednego ochotnika. Pozostałą publiczność prosi o powstanie (na co z reguły alergicznie reaguję wyciągnięciem z kieszeni różańca, uklęknięciem i zabraniem się za rozmowę z Mamusią w Niebie) i... dobranie się w pary. Zaczyna tłumaczyć, że chce zaprezentować obrzęd "naznaczenia krzyżem" praktykowany wobec dorosłych katechumenów przed przyjęciem Chrztu, których "wspólnota przyjmuje do swojego grona". Moje nadzieje na katechizmowe kazanie pryskają. Celebrans poleca osobom w parach wykonać sobie kolejno wzajemnie znaki krzyża na oczach, ustach, wargach, uszach, piersiach, rękach i stopach. Zdezorientowane emerytki rozglądają się naokoło, ale robią co każe. Małolaty parskają i chichoczą z zachwytu. Wesoły konferansjer jest zadowolony z efektu. Zarządza odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Odkładam różaniec do kieszeni i wstaję.

Był sobie Mszał Rzymski dla Diecezji Polskich

Oczywiście Credo zostaje opuszczone mimo iż przepisy wyraźnie zabraniają opuszczania niedzielnego Wyznania Wiary lub zastępowania go odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych (chyba, że podczas danej celebracji udzielany jest sakrament Chrztu świętego). Celebrans powraca do pulpitu i rozpoczyna częściowo improwizowaną modlitwę wiernych, po czym udaje się do ołtarza. Na przygotowanie Darów potrzebuje 3/4 jednej zwrotki kolędy. Tempo istnie stachanowskie. Z zakrystii na kościół wychodzą ministrant i zakonnica - z tacą. Nie zwracają uwagi na takie duperele, jak mijanie osi tabernakulum. Przechodzą, jakby szli na spacer. Tymczasem kapłan szykuje się do prefacji słowami:
"Módlcie się moi kochani, aby moją i waszą ofiarę..."
Cóż, może ksiądz używa jakiegoś innego Mszału? Może ja o czymś nie wiem?
Po wybrzmieniu śpiewu na Sanctus, rozpoczyna się Modlitwa Eucharystyczna. Druga. A jakżeby inaczej. Po co używać innej? Celebrans zaczyna:
"Zaprawdę, święty jesteś Boże, Ty jesteś źródłem wszelkiej świętości..."
No nie... Nawet Anafory nie zostawił w spokoju - myślę sobie. Mija sekund pięć i rozpoczyna się Konsekracja. Kapłan bierze chleb w prawą dłoń, lewą trzymając opartą o ołtarz (może ma niedowład, a ja się czepiam?) i stojąc prosto, jakby połknął kij od miotły wypowiada Słowa Ustanowienia, jednocześnie obracając się z unoszoną Hostią na lewo i prawo, zamiast POCHYLIĆ SIĘ nad ołtarzem, jak w prostych, żołnierskich słowach nakazują rubryki. Z Kielichem sytuacja się powtarza.
Modlitwa o pokój też podlega modyfikacji - do słowa "pokój" celebrans uparcie dodaje "i pojednanie", a następnie od ołtarza słyszymy wezwanie "Przekażcie sobie wszyscy znak pokoju i pojednania". Podczas śpiewu "Baranku Boży" jeden z posługujących w parafii świeckich szafarzy Komunii świętej wyrusza do tabernakulum, otwiera je, nie przyklęka, wyjmuje cyborium i przynosi je na ołtarz. W sumie logiczne. Jeśli się nie wierzy, to się nie przyklęka. Przed puszką z chlebem będzie przyklękał?
Celebrans zapowiada, że "pani Henrietta podejdzie do Komunii jako pierwsza", po czym mówi: "Oto Baranek Boży..." znowu wiercąc się na lewo i prawo z Hostią kapłańską. Spożywa Ciało Chrystusa, udaje się z cyborium do stopni prezbiterium, komunikuje panią Henriettę (bez pateny komunijnej), po czym wraca do ołtarza, dopełnia Ofiarę dopijając Przenajdroższą Krew z kielicha i udaje się komunikować do nawy. Mimo iż do pomocy przyszedł inny wikary, a więc mamy 2 kapłanów "na stanie", świecki szafarz nie niepokojony przez nikogo zajmuje swoje miejsce u szczytu bocznej nawy. W końcu w kościele znajduje się około 200 osób, więc bez jego pomocy "Msza święta by się zbytnio przedłużyła".

I jeszcze jeden, i jeszcze raz...

Po odmówieniu pokomunii kapłan ni z gruchy, ni z pietruchy mówi: "Pani Henrietta daje mi znaki, że nie było Tedeum, tak więc - Tedeum!". Zaskoczeni ministranci docierają z dzwonkami na schody prezbiterium w połowie pierwszej zwrotki. Następnie celebrans prosi o wysłuchanie ogłoszeń. Mówi też "niektórzy uważają, że Msza bez ogłoszeń jest nieważna, ale ja tak nie myślę, he he he....". Przed błogosławieństwem życzy miłego wieczoru i tym miłym akcentem kończy się impreza...

Czy w dzisiejszych seminariach naucza się pogardy dla rubryk i nigryk Mszału?